Music

sobota, 15 października 2016

Rozdział 1



Clary

 Z kolejnego koszmaru obudził mnie płacz Kassi. Zmęczona przetarłam oczy i podeszłam do łóżeczka córeczki.

- Co się stało kochanie? - pytam i biorę ją na ręce.

Nadal jesteśmy w Idrysie, razem z Luck'iem i mamą mieszkamy w domu Amatis.
Sądziłam, że Luck'owi będzie trudno wrócić do domu siostry, ale najwyraźniej pogodził się z jej stratą.

Drzwi się otwierają i wchodzi Jocelyn.

- Pomóc ci Clary? - pyta się i podchodzi.

Głaszczę wnuczkę po główce i przypatruje mi się uważnie. Wymuszam uśmiech. Nie chce by wiedziała jak bardzo jestem zmęczona i zrozpaczona. Wciąż nie mogę przeboleć tego co zaszło w Edomie. W koszmarach wciąż przechodzę przez to samo. Poród, mój syn, Sebastian i śmierć mojego brata i syna. Mimo to uśmiecham się i mówię:

- Nie, nie trzeba. Muszę ją tylko przewinąć i nakarmić. Poradzę sobie. Idź spać na pewno jesteś zmęczona. Jutro wracamy do Nowego Jorku. Lepiej się wyśpij, trzeba będzie to wszystko spakować.

Pokazałam na łóżeczko Kassi i masę ubranek, zabawek i różnych akcesoriów potrzebnych dla dzieci.
Wszyscy staliśmy się swego rodzaju żywą legendą w Podziemnym świecie. Oczywiście nikt nie wie o wszystkim co się wydarzyło w Edomie. Wie o tym tylko Konsul. Jia obiecała, że nikomu nie powie. W każdym bądź razie inni Nocni Łowcy uznali nas za bohaterów. Dostałam masę różnych rzeczy dla Kassi w akcie podziękowania za uratowanie świata (znowu).

Jace wraz z Lighwood'ami mieszkają u Jii, do czasu powrotu do Instytutu. Jace zaproponował, że może zamieszkać ze mną i opiekować się ze mną z Kassi, ale ja odmówiłam. Nie czułabym się dobrze z nim pod jednym dachem. Na razie to za dużo. Oczywiście Jace nie odpuścił tak łatwo i codziennie zajmuje się córką. Ja staram się robić dobrą minę do złej gry. Obchodzi mnie teraz tylko córka. To jej poświęcam cały mój wolny czas. Nie ważne czy to w dzień czy to w nocy. Tylko ona się liczy. Wiem, że powrót do Instytutu będzie trudny, ale nie chce dłużej zostać w Idrysie. Kojarzy mi się on tylko z wojnami, Sebastianem i śmiercią Jace'a. Ucieczka od tego miejsca wydaje mi się najłatwiejsza.

Matka z niechęcią opuszcza mój pokój. Wiem, że się o mnie martwi i nie kupuje mojej gry, ale gdybym jej się przyznała już bym nie dała rady i tama z uwięzionymi emocjami puściłaby i zalała mnie swym potokiem.

Przewijam córkę i karmię piersią. Spokojnie i cicho patrzę jak je i powoli lepią jej się oczka. Wzdycham a ona puszcza moją pierś i przegląda mi się uważnie. Chowam pierś i lekko ją kołyszę.

- Nie martw się kaczuszko. Jutro wracamy do domu. Na pewno Ci się spodoba.
Mama i tatuś się tobą zajmą a teraz śpij. Jutro będzie męczący dzień.

Kładę Kassi do łóżeczka i spoglądam na zegarek.
Jest 3.20. Wszyscy wstaną na pewno o 8.00. Jace tu będzie o 8.30. Upewniam się, że córce jest ciepło i kładę się spać.

***

Siedzę na bujanym krześle i kołyszę się na nim wraz z synem spoczywającym w moich ramionach.
Spoglądam na jego czarne oczy i powstrzymuje fale łez. Przytulam go mocniej i mówię:

- Tak bardzo Cię przepraszam. Chciałam Cię uratować ale nie mogłam. Obiecuje, że nigdy o tobie nie zapomnę. Zawsze będziesz moim pierworodnym synem.

Całuje go w główkę i zamykam oczy oddając się ciszy i bujaniu fotela.

- To mogło być prawdziwe Clary. Nasz syn mógł żyć i ja też mogłem żyć. Mogliśmy żyć razem. Miałabyś dwójkę dzieci zamiast jednego. To wszystko twoja wina.

Syn znika z moich rąk. Szybko wstaje i odwracam się. Przede mną stoi Sebastian, trzyma syna na rękach i grzechocze mu grzechotką przed buzią a on się śmieję i próbuje ją złapać. Nigdy nie słyszałam śmiechu syna. Nie widziałam u niego jakiejkolwiek emocji, w moich snach tylko Sebastian potrafił sprawić by nasz syn stał się bardziej ludzki. 

- Nasz syn nie miałby życia z tobą i ja również. A Kassi. Pewnie byś ją zabił lub mi ją zabrał w akcie zemsty i złości. Może jego też byś mi odebrał. Ja zostałabym sama z tobą, a dzieci nigdy by nie poznały swojej matki. Nie kłam, nigdy byś nie dał mi byś szczęśliwą. Oboje to wiemy. - powiedziałam ze złością i łzami lejącymi mi się po policzkach.

Podchodzę do niego. Chce mu zabrać syna lecz on znika i pojawia się za mną. Kładzie syna do czarnego masywnego łóżeczka i czeka na moją reakcję. Podchodzę do łóżeczka chce wziąć syna na ręce ale on mi nie pozwala. Trzyma mnie w uścisku i nie pozwala zbliżyć do syna. Szarpie się, krzyczę ale to nic nie daje. Moje łzy nie robią na nim wrażenia.

***

No nareszcie napisałam ten rozdział. Męczyłam się z nim przez cały dzień. Z góry przepraszam za wszystkie błędy. Zachęcam również do komentowania. Do następnego rozdziału. :)




1 komentarz: