Music

piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 4



  Przez pół dnia wraz z Izzy i mamą demolowałyśmy salon sukien ślubnych i maltretowałyśmy konsultantki i konsultantów. Na nic. Żadna sukienka nie odpowiadała Jocelyn.

Szczerze mówiąc nie widziałam mamy w żadnej z tych sukni pomimo, że wyglądała naprawdę pięknie. Nie to co Isabelle przez pierwsze 5 sekund każda suknia była dla niej idealna, ale później odrzucała ją doszukując się nawet najdrobniejszych niedoskonałości. Z każdą kolejną odrzuconą suknią nakręcała się jeszcze bardziej. Wreszcie to szaleństwo przerwała mama mówiąc:

- Dobra koniec tego. Po prostu nie czuje się w tych sukniach dobrze. Przepraszam was, ale nic z tego nie będzie.

Ja siedząc na kanapie koło Izzy dziękowałam Aniołowi za to, że to już koniec. Izzy za to wyglądała komicznie z włosami sterczącymi na wszystkie strony i lekko rozmazanym makijażem.

- Emm… Izzy? Nie obrazisz się jak ci coś tak szczerze powiem? - spytałam przegryzając wargę, próbując pokonać śmiech.

- O co chodzi Clary? - popatrzyła na mnie uważnie. - Tylko nie mów, że dla ciebie też mam szukać sukni ślubnej. Może jutro ale nie dzisiaj. Poza tym będziemy musiały zmienić salon, do tego nas już chyba nie wpuszczą.

Nie wytrzymałam na widoku jej poważnej miny i rozszerzonych oczu i wybuchłam śmiechem.
Zapewne tym aktem nie zjednałam sobie przychylności osób tu pracujących na ale trudno.

- Nie tylko masz rozmazany makijaż i włosy ster… - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ spanikowana brunetka z szybkością światła pobiegła do łazienki po drodze mijając zdziwioną Jocelyn.

- Clary? - spytała niepewnie moja mama. - Mam zwidy czy Isabelle właśnie dostała nagłej ewolucji szybkości?

Ku mojemu niezadowoleniu nie mogłam niestety w tej chwili jej odpowiedzieć gdyż dusiłam się ze śmiechu próbując jakoś go powstrzymać. Łzy wypłynęły mi z oczu, a twarz na pewno wyglądała jak dojrzały pomidor. Nadal się śmiejąc spojrzałam na mamę i to pomogło mi na śmiech zastępując go zachwytem. Jocelyn zapomniała zdjąć długiego welony, który ciągnął się za nią niczym lekki wietrzyk.

- Mamo! Wyglądasz wspaniale. Spójrz w lustro. Szybko popatrz i powiedz mi co sądzisz.

Jocelyn odwróciła się do lustra i jestem pewna, że ja miałam minę taką samą jak ona gdy się przejrzała w lustrze.

- To jest to, Clary. Nie potrzebuje długiej sukni, wystarczy mi welon by wszyscy zobaczyli, że jestem panną młodą. Szczęśliwą panną młodą. Luck na pewno się ucieszy. Mam sukienkę idealnie pasującą do tego. - po policzku spłynęła jej jedna łza, następnie mocno się do mnie przytuliła.

Ja również mocno ją przytuliłam. Stałam akurat przodem do lustra i zobaczyłam nasze odbicia. Tak podobne i jednocześnie różne od siebie. Bardzo potrzebowałam takiego dnia.

Czekałyśmy jeszcze parę minut nim wreszcie Izzy wróciła z łazienki z nowym makijażem i włosami ułożonymi perfekcyjnie.

- To co gotowe na dzień w spa? - spytała mama.

Ja tylko rozdziawiłam usta i patrzyłam się na nią jak ciele na malowane wrota. Izzy zapiszczała, a mama zrobiła mi zdjęcie upamiętniające moją "piękną" minę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz