Music

niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 7



Clary

  - Na pewno nie iść z wami? - spytał Jace.

- Na pewno Jace. To tylko spacer uspokój się. - przekonywałam.

Uparty blondyn nie chciał mnie puścić samej z Kassi na spacer. To denerwujące.
Za każdym razem gdy chce gdzieś iść on leci za mną.

- Weż chociaż Isabelle albo fretke. - nadal nie odpuszczał.

- Czy ty możesz w końcu przestać obrazać Simona? - spytałam już troche zła jego dziecinnym zachowaniem.

- A kto powiedział, że miałem na mysli Sajmona, kochanie? - powiedział z uśmiechem przyklejonym na twarzy.

Cholera. Dobra Clary dobrze to rozegraj nie daj mu wygrać.

- Czyżbyś mówił o Aleck'u? Pamiętaj, że Magnusowi może się nie spodobać nazywanie jego chłopaka fretką. Chyba nie chcesz mieś włosów we wszystkich kolorach tęczy, prawda? - powiedziałam i zaczełam ubierać buty. Widząc, że blondyn także zamiera się ubierać powstrzymałam go groźnym spojrzeniem.

- Dobrze, ale dzwoń co 20 minut. Jesli nnie zadzwonisz bede sie martwił i z nerwów powyrywam sobie wszystkie włosy i świat cię znienawidzi.

- Wybacz Jace ale musze jak najszybciej wyjść bo twoje ego mnie przygniata. - powiedziałam. Chwyciłam wózek z córką w środku i wyszłam na zewnątrz.,

- I trzymaj się zdala od kaczek, pamię...

Więcej nie usłyszałam gdyż drzwi odgrodziły mnie od tego napuszonego idioty.
Mojego idioty.

***

Idąc spokojnie ścieżką w parku rozkoszowałam się przyjemną pogodą. Oczywiście nie mogło się obejść od pełnych potępienia spojrzeń starszych ludzi. Wiedziałam, że tak będzie ale nie przejmowałam się tym. Macieżyństwo w moim wieku nie jest raczej dobrze widziane. Ale mimo to cieszyłam się widząc uśmiechj mojego maleństwa i jej szczęśliwych oczy patrzących wszędzie z ciekawością. Kassi była bardzoi ciekawskim dzieckiem, zawsze musiała wszystko widzieć. Jeśli nie dostawała wszystkiego czego chciała zaczynała płakać i nie przestawała dopóki tego nie dostała.
Tak, typowy tatuś. Oby nie odzieczyła po nim wielkiego ego. Nie zniosłabym drugiego Jace'a stojącego przed lustrem 1 godzinę i układającego włosy.

Spojrzałam na córkę ubraną w śliczne różowe śpioszki ze śmiesznym napisem. Jej blond włoski ciągnął lekki wiaterek a zielone oczy skrzyły się radością. Miała mały nosek i małe malinowe usteczka. Cały czas się uśmiechała. Pochyliłam się nad nią i zagrzechotałam grzechotką przed twarzą, na co ta się zaśmiała i próbowała ją złapać. Kassi miała już 3 miesiące i rosła jak na drożdżach.

- Zawsze będę cię bronic skarbie. Razem z twoim tatą jesteście światełkiem w moim życiu. Kocham cię kruszynko. - szeptałam jej cicho a ta patrzyła się na mnie i uśmiechała słodko. Po upewnieniu się, że jest jej ciepło wzięłam ją na ręce i siadłam na ławce. Odetchnęłam powietrzem i patrzyłam na otaczającym mnie krajobraz. Duch artystki mówił mi, że trzeba to uwiecznić w szkicowniku i zdecydowałam, że po powrocie do Instytutu na pewno się tak stanie z dodatkiem siebie i Kassi w tym właśnie momencie.

Napawałam się delikatnymi promieniami słońca aż ktoś mi je zasłonił.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemną sylwetkę postaci, mężczyzny. Usiadł koło mnie na ławce.
Spojrzałam mu w twarz i zamarłam. Koło mnie siedział Sebastian Morgenstern , we włosnej osobie.

Natychmiast poderwałam się z ławki mocniej przyciskając córkę do piersi. Byłam przerażona, ciepło spowodowane promieniami słońca znikneło zaostawiając w swoim miejscu chłód i pustkę na całym moim ciele. Patrzyłam nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, po chwili zaczełam się cofać.

- Tęskniłaś? - jego przeklęty głos dotarł do moich uszu. Pomogło to pokonać odrętwienie.

Instynktownie chciałam chronić córkę i wszystkich wokoło. Wokół mnie było pełno Przyziemnych.

- A-ale j-jak to możliwe? Ty nie żyjesz. - mówłam cicho uparcie kręcąc głową.

Zimny wiatr owiał moja twarz przekazując jednocześnie kwaśny zapach demona pochodzący od niego.

Sebastian wstał i zaczął się do mnie przybliźać. Ja od razu się cofałam aż natrafiłam plecami na pień drzewa. Rozejrzałam się mając nadzieję, że ktoś mi pomorze ale ludzie wokół zdawali się wogóle nas nie zauważać. Dzieci biegały wokoło pod czujnym spojrzeniem rodziców siedzących na ławce.
Moje rozpaczliwe rozglądanie się wywołało u niego śmiech. Równie bezuczuciowy jak cały on.

- Nie widzą nas ani nie słyszą. Nie jestem amatorem. Dobrze było cię spotkać, siostrzyczko. Wiedz, że czeka cię kara za to co mi zrobiłaś. Sny to był zaledwie początek, wkrótce poznasz co to cierpienie a ja będe się tym napawał. Potem... Zresztą nie ważne, do zobaczenia, kochanie. - powiedział i dosłownie rozpłynął się we mgle.


_____________

Ta-dam. Kto się cieszy? Oczywiście, że wszyscy. Może to troche oklepane tak wciąż wałkować temet Sebastiana, ale nie mam serca by go zostawić. Tak będe was nim dręczyć i nie ma przebacz. To do następnego. I <3 was.














piątek, 17 marca 2017

Rozdział 6


    Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dziś odbędzie się ślub Jocelyn i Luck'a. 
Panna młoda szykowała się w Instytucie pod czujnym wzrokiem Isabelle i Clary, które obiecały sobie, że dzisiejszy dzień będzie idealny dla wszystkich. Od samego rana w całym Instytucie panowało zamieszanie. Wszyscy przygotowywali się do ślubu. Clary, Isabelle, Jocelyn i Marys od rana  się szykowały. Zdecydowano, że wszyscy osobnicy płci przeciwnej zostaną u Luck'a w domu tak by zobaczyć swoje towarzyszki dopiero w dniu ślubu. Nie tyczyło się to oczywiście Magnusa, który za pomocą czarów pomagał wszystkim kobietą i ozdabiał ich włosy odrobiną brokatu. Z początku Clary nie była przekonana, ale gdy Magnus skończył swoje dzieło była zachwycona.

Rudowłosa zdecydowała się na miętową sukienkę przed kolano bez ramiączek i paskiem w talii i w takim samym kolorze szpilki. Zakręciła włosy i upięła dwa pasma włosów z tyłu głowy.
Isabelle nałożyła jej błyszczyk o zbliżonym kolorze do jej ust, pomalowała lekko oczy i pomalowała rzęsy wodoodpornym tuszem.



Isabelle po długim namyśle i grzebaniu w jej pękającej w szwach szafie zdecydowała się na czerwoną sukienkę bez ramiączek i klasyczne czarne szpilki na wysokim obcasie. Wyprostowała swoje włosy prosownicą i zostawiła rozpuszczone. Do tego mocny makijaż na czele z krwistoczerwoną szminką i gotowe. Założyła swój wykrywający demony naszyjnik i okręciła swój ukochany bicz na nadgarstku tak, że wyglądał jak bransoletka i długie ciężkie kolczyki.

Jocelyn  wybrała złotą sukienkę za kolano z falbankami, krótkimi rękawami i białym paskiem w talii. Włosy upięła w koka i zostawiła dwa  zakręcone kosmyki koło twarzy. We włosy wpięła złoty welon i grzebyk, który wszystko utrzymywał w całości. Izzy pomalowała ją tak, że wyglądała młodo i pięknie.


- Wszystko gotowe? - zapytała Isabelle

- Magnus się jeszcze ubiera. Za chwile powinien byś gotowy.  - powiedziała Clary i w tym samym do pokoju Izzy wszedł Magnus. Cały błyszczał dosłownie. Brokat na włosach, na skórze i na ubraniu. Miał na sobie czerwoną marynarkę pod to żółtą koszule w czarne prążki. Spodnie miał w kolorze czarnym z mnóstwem łańcuchów i brokatu. Podkreślił lekko oczy czarną kredką i założył buty w czarnym kolorze.

- Jak zawsze oszałamiający. - skwitowała jego wygląd Izzy przewracając oczami.

- Zazdrość to bardzo brzydka cecha Isabelle. - odparował Magnus.

***

Stodoła na farmie Luck'a była pięknie przyozdobiona różnymi kolorowymi prześwitującymi materiałami. U wejścia do stodoły wisiały dwa długie białe przeźroczyste materiały tworzące
,,drzwi". Od nich do ołtarza złożonego z beczek, starych desek i siana prowadził długi granatowy dywan. Po bogach wstawione były ławki i różnej wielkości beczki by goście mogli wedle uznania sobie usiąść. Cała stodoła przyozdobiona była także białymi lampkami choinkowymi i małymi dyskretnymi lampionami jako iż ślub przeniesiono na godziny wieczorne by także wampiry mogły uczestniczyć w ceremonii.

***

- Czy ty Jocelyn Fairchild bierzesz sobie oto tego Luca Garroway'a za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak.

- Czy ty Luck'u Garroway bierzesz sobie za żonę tę oto Jocelyn Fairchild z żonę i ślubujesz miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.

W tej jakże długo wyczekiwanej chwili nastąpił pocałunek dwójki zakochanych w sobie na zabój ludzi.

Clary

Wszyscy bawili się świetnie. Tessa tańczyła z Jem'em, Magnus z Alec'kiem, Jocelyn z Luckie'm, Simon z Isabelle a ja z Jace'm. Po chwili zrezygnowaliśmy z tańca i razem z Jace'm patrzyliśmy jak wampiry znęcają się nad Churchem. Co chwila łapiąc go za ogon, a gdy on chciał je podrapać lub ugryźć ci uciekali w wampirzym tempie. Przyglądało się temu także paru innych gości którzy podziwiali widowisko ze śmiechem. Wściekły kot ozdobiony wstążkami i dzwoneczkami weselnymi, w tym momencie był jeszcze brzydszy niż zazwyczaj, z wystawionymi zębami i pazurami, syczący i skaczący na za szybkie wokół niego wampiry.

- Jace, zrób coś bo stracimy kota. On tu zaraz zejdzie na zawał.

- Spokojnie. Tego kota nic nie zabije. Pamiętaj, złego diabli nie biorą.

Szkoda, że to prawda.

___________________

Przepraszam za tak długą nieobecość. To całkowicie moja wina. Mam nadzieje, że to się więcej u mnie nie powtórzy gdyż mam pomysły na to opowiadanie, po prostu nie potrafie ubrać ich w słowa. Jeszcze raz przepraszamm i mam nadzieje, że mi wybaczycie.