Music

czwartek, 28 grudnia 2017

Epilog


Jace - ktoś tęsknił za tym panem?

- Jace! - wołanie Clary wyrywa mnie ze snu - Jace, pomóż mi z Kassi.

- Już idę, rudzielcu! - odkrzykuje.

Podnoszę się z łóżka i czuje jak książka ześlizguje się z mojego torsu. "Anatomia Demonów" okazała się być iście usypiającą lekturą. Przeciągnąłem się i idę do pokoju córki. Białe drzwi ustępują pod naporem mojej dłoni ukazując Clary z naszym dzieckiem na rękach. Chyba zawsze będę się zachwycał tym widokiem. Podchodzę do ukochanej i zabieram jej Kasandrę. Ze zdziwieniem zauważam, że jest cięższa niż ostatnio.

- Ktoś nam tu chyba urósł, nie mała? - pytam się córki, a ta zaczyna się śmiać.

- Ktoś tu będzie musiał iść na zakupy. Tym razem ty idziesz z Izzy. Twoja córka Jace'sie Herondale zaczyna ze wszystkiego wyrastać. - Clary oświadczyła to z grobową miną.

Przełknąłem ślinę dostrzegając moją córkę w całkowicie nowym świetle. Teraz była ona omenem koszmaru który mnie czeka. Musiałem zrobić jakąś głupią minę bo Kassi i Clary zaczęły się śmiać.

- Clary, wiesz, że was kocham. Po co te próby wytrzymałości? To był żart prawda?

- Nie. Idziesz na zakupy i koniec dyskusji.


Nagle wszystko zaczęło się zamazywać. Słyszałem pomieszane głosy lecz nie rozumiałem słów. Zupełnie jakbym słyszał opeńtańczy bełkot tysięcy demonów. Zimno na ciele i słabość zaczęła mnie opanowywać. Byłem bezradny. Uczucie zimna zastąpiła miękkość materaca, a słabość dojmująca senność.

Co się ze mną stało? Co się ze mną dzieje? Gdzie jest Clary? A Kassi?

Przekręciłem głowę na drugą stronę w nagrodę otrzymując jeszcze głośniejszy i bardziej gorączkowy bełkot wokół siebie. Łupanie w głowie było nie do zniesienia. Zacisnąłem powieki i wychyliwszy się na bok zwymiotowałem na podłogę. Cóż przynajmniej tak mi się zdawało dopóki nie usłyszałem w końcu normalnych słów:

- Ej, moje buty!

- Jace? Jace, słyszysz nas?

- Tak...przymknijcie się. Łeb mi pęka. Co się stało. - wykrztusiłem z siebie i poczułem Saharę w gardle - Pić.

Zaraz koło moich ust znalazła się szklanka. Wypiłem łapczywie wodę i zdecydowałem się otworzyć oczy. W pomieszczeniu w którym się znajdowałem było przyjemnie ciemno i chłodno. Wokół łóżka stoczeni stali Alek, Magnus, Simon i Izzy. Nigdzie nie widziałem Clary mimo, że szukałem jej wzrokiem po całym pokoju.

- Gdzie Clary? - spytałem podnosząc się na łokciach i opierając plecami o ramę łóżka.

Z pewnością byłem w domu Magnusa. Może i wystrój jak zawsze był inny ale ten cały brokat mówi wszystko i oczywiści Prezes Miau w nogach łóżka. Nawet się stęskniłem za tym kotem.

Hmm. Ciekawe gdzie Church.

O czym ty myślisz Jace? Ogarnij się!
A, tak.

Miny wszystkich uległy natychmiastowej zmianie. Obudziło mnie to na tyle by popatrzeć stanowczo na Alek'a domagając się wyjaśnień.

- Jace, co pamiętasz jako ostatnie? - spytał Magnus dziwnym głosem.

- Byłem w Instytucie... Co ja tu robię?! Dobra to później. Clary mówiła coś o zakupach...nie, chwila. Walczyłem. Tak! Walczyłem z Sebastianem w bibli... Na Anioła gdzie Clary?! - krzyknąłem gdy sobie wszystko przypomniałem.

Wstałem i rzuciłem się na Simona. Złapałem go za t-shirt i zapytałem krzycząc:

- Gdzie Clary i Kassi do cholery? - puściłem łasicę i zacząłem krążyć po pokoju.

- Na Anioła, one były na spacerze kiedy ten świr przyszedł. Gadał coś o jakiejś runie czy zaklęciu, nie pamiętam w każdym razie coś o magii. Skopałem mu nieźle dupę ale wpadłem na regał i mnie ogłuszył. Kto w ogóle wpadł na pomysł regału w bibliotece?! Prawie go miałem, cholera!

Złapałem się za włosy i zacząłem ciągnąć moje cholernie seksowne włosy. Poczułem, że coś się nie zgadza. Jakby ktoś mi coś odebrał. Nie wiem skąd ale czułem, że chodzi o Clary.

Nagle do pokoju weszła Jocelyn z moją córką na rękach. Była większa, to nie różnica miesiąca a co najmniej kilku miesięcy.

- Co się do cholery stało?! Gadać! - krzyknąłem.

Niechcący przestraszyłem Kasandrę i ta zaczęła płakać. Czułem się dziwnie jakbym przed chwilą wyrwał się z innej rzeczywistości. Gestem nakazałem Jocelyn by podała mi dziecko. Zacząłem ją kołysać czując jednocześnie jakby moje mięśnie się odradzały. Mała się we mnie mocno wtuliła jakby chciała mi powiedzieć, że tęskniła. Po paru minutach Kassi spała a ja odzyskałem pełną moc w rękach.

- Jace, spałeś przez bardzo długi czas. Proszę byś mi nie przerywał. Jeśli to zrobisz nie wiem czy będę w stanie znowu zacząć.- Magnus mówił do mnie łagodnym głosem.

Zbyt łagodnym jakbym był dzikim zwierzęciem. W sumie byłem w takim stanie emocjonalnym, że się mu nie dziwie. Jocelyn zabrała mi Kassi a ja dopiero teraz dostrzegłem, że się zmieniła. Niegdyś uśmiechnięta teraz zmęczona i zrozpaczona. Oczy straciły blask, kąciki ust opadły, wory pod oczami zdolne przywołać wspomnienia wielu nieprzespanych nocy. Całe moje towarzystwo wyglądało podobnie.

Byłem strasznie zdezorientowany. Przez zasłony w oknach nic nie widziałem. Była noc czy dzień? Która godzina? Jak długo spałem? O czy oni mówią? Co z Clary? Co się im stało?

Czarownik wziął głęboki oddech i wyczarował sobie fotel. Usiadłem na łóżku i słuchałem zaciskając dłonie na kołdrze.

- Po tym jak Sebastian cię ogłuszył nałożył na ciebie jakiś czar połączony z runami. Nadal nie wiemy co to było. Byłeś w śpiączce. Twoje funkcje życiowe były w normie to coś jak śpiączka Jocelyn tyle, że twoje ciało nie musiało być w żadne sposób pielęgnowane. Jakbyś po prostu zamarzł. Clary...kazała nam się ukryć. Rozdzieliliśmy się. Ja, Alek, Isabelle i Simon byliśmy pierwszą grupą. Jocelyn, Luke i Kasandra drugą. Clary została i pilnowała Instytutu. Tylko jej Sebastian by nie skrzywdził. Nie chciała nas narażać, wiesz  jak to działało w Edomie. Uciekliśmy jak tchórze i do końca mojego wiecznego życia sobie tego nie wybaczę. Zresztą inni też. To był najgorsza decyzja jaką podjęliśmy kiedykolwiek. Clary przekonała nas wszystkich wykorzystała nasze słabości, nas samych i nasze uczucia. Muszę przyznać, że nieźle to rozegrała. Kiedy my się wylegiwaliśmy na plażach w Hiszpanii ona została i wzięła na głowę cały Instytut. Maryse nie była problemem w Idrysie miała aż nadto obowiązków tak samo jak Robert. w prawdzie to nie myśleliśmy o nich za bardzo w razie potrzeby Clary miała uruchomić runę iluzji. Sebastian przyszedł po nią i zabrał. Tego samego dnia złożył nam wizytę. Szukał Simona, nie zastał go więc odegrał się na nas. Izzy pozbawił prawej ręki, Alek nie ma władzy w prawej ręce, ja obeszłem się bez większych szkód. Simon był na polowaniu. Po tym zdecydowaliśmy się wrócić, plując sobie w brody, że uciekliśmy jak tchórze i zostawiliśmy Clary samą.

- Co się do cholery stało?! Jak mogliście ją zostawić samą. Idiotami nie jesteście a jednak daliście się jej namówić na tak oczywisty błąd. Mów gdzie ona jest? Czy ten demon nadal ją ma?! Gadaj Magnus i nie owijaj w bawełnę. Co się stało z moją ukochaną do cholery?

Tego było za wiele. Moja Clary, mój promyczek został sam z tym wszystkim. A oni...Oni uciekli i zostawili wszystko jej. Wszyscy wiedzieli, że nie było z Clary dobrze. Jej psychika była na skraju załamania. Tylko my trzymaliśmy ją przy zdrowych zmysłach, a oni ją zostawili. Miałem ochotę zabić Magnusa i wszystkich w Instytucie. Znaleźć tego przeklętego bękarta i skręcić mu łeb. Jeśli odważył się skrzywdzić moją Clary zabije go. Będzie umierał w męczarniach. A potem już nigdy nie wypuszczę jej z objęć. Nigdy.

Popatrzyłem na Magnusa nie wymawiając ani słowa. Zabiłbym go gdyby odważył się spróbować mnie uspokoić i nie obchodziłoby mnie to, że jest chłapaniem Alek'a. Cholera, rozniósłbym teraz cały świat gdyby to miało pomóc.

- Przepraszam Jace. Wszyscy zawiniliśmy. Clary...Ona...ona n-nie żyje.

- Co?! Coście zrobili?!

Cały drżałem z wściekłości. Nie mogło do mnie dotrzeć, że ona nie żyje. Nie żyje. Moje światło, moje odkupienie nie żyje. Zacisnąłem pięści i przywaliłem Magnusowi prosto w ten jego brokatowy ryj.

- JAK TO NIE ŻYJE? GDZIE BYLIŚCIE GDY ONA WALCZYŁA W POJEDYNKĘ?! NO GDZIE?? PIEPRZENI TCHÓRZE POWINNIŚCIE TU BYĆ, A NIE CHOWAĆ GŁOWY W PIASEK!

Nagle wszyscy wpadli do pokoju. Nie przestałem okładać Magnusa, mimo iż Luke próbował mnie przytrzymać. Całą furię wyładowywałem na czarowniku. Ale nawet za sto lat nie miałbym gość.

- Ona walczyła z magią Sebastiana. On ją omotał, opętał. Była przekonana, że go kocha. Urządziliśmy zasadzkę i ją tu sprowadziliśmy i pokazaliśmy twoje ciało. Zaczęła krzyczeć i łapać się za głowę. Szamotała się i mówiła do siebie. Wzywała Sebastiana. Upadła na podłogę i zaczęła się czołgać w twoim kierunku. Płakała. Wyglądała na szaloną i prawdopodobnie taka była. Pojawił się Sebastian i nas zaatakował nie mieliśmy z nim szans. Ona wciąż klęczała przy twoim ciele, płakała
i krzyczała. Gdy byliśmy już pewni swojej śmierci ona ucichła i wstała. Była taka spokojna. Podeszła do Sebastiana i położyła rękę na jego ramieniu. Zaczęła mówić o odkupieniu win. Powiedziała, że tak długo jak ona żyje ty się nie obudzisz. Wzięła ostrze i wbiła Sebastianowi w serce. Kazała nam się zaopiekować tobą i Kasandrą i zrobiła to samo. Przeszyła sobie serce sztyletem. Upadła a ty zacząłeś się miotać na kanapie. Byliśmy przerażeni i nie wiedzieliśmy co robić. Podbiegłem do niej, a Alek do ciebie. Byłem pewny, że ona nie żyje, ale za wszelką cenę chciałem coś zrobić. Oddałbym jej nawet moją nieśmiertelność. Następnego dnia wyprawiliśmy jej pogrzeb zjechał się cały Idrys by pożegnać bohaterkę, a tydzień później obudziłeś się ty.


______________________________

I koniec opowieści o Nocnych Łowcach. Trochę i to zeszło ale skończyłam. Cóż...pa!









środa, 1 listopada 2017

Rozdział 16



Clary


- Clary. Clary obudź się. - oddech przyjemnie łaskotał moje ucho.

Leniwie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się odwracając na drugą stronę by spotkać złote tęczówki wpatrujące się we mnie...nie, chwila czarne. Tak czarne. Uśmiechnęłam się leniwie i westchnęłam zadowolona.

- Takie pobudki mogę mieć codziennie. - powiedziałam z uśmiechem.

Piękne zło...czarne oczy.

- Czego tylko zapragniesz królowo. Dla ciebie wszystko. - powiedział Sebastian i pocałował mnie w policzek.

Obdarowywał mnie pocałunkami na całej twarzy celowo omijając usta. Gdy się odsunął wciąż nie zasmakwowaszy moich ust jęknęłam niezadowolona i sama pocałowałam go przyciągając do siebie.

Hmm...Jak ja go kocham.

- Nadal ci mało diablico? - wyszeptał mi do ucha.

- Mhm. - tylko tyle byłam w stanie odpowiedzieć gdy jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele.

Cudowny poranek.

***

Śniadanie w Paryżu to coś co z całą pewnością uwielbiam. Ciepłe, chrupiące rogaliki i pyszna kawa.
Zakupy w Mediolanie i zwiedzanie ruin w Grecji. Może to i strasznie przyziemne ale Sebastian uznał, że zasługuję na odrobinę luksusu. 

Pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam zakupów. Z nim wszystko jest lepsze.

Leżeliśmy razem przytuleni na kanapie i oglądaliśmy film. Raczej udawaliśmy, że oglądamy, ponieważ co chwila czułam pocałunki Sebastiana na głowie i jego rękę masującą tył moich pleców. Było mi tak cudownie i przyjemnie, że na chwile zapomniałam o dręczącym mnie uczuciu.
No właśnie tylko na chwilę. W końcu zdobyłam się w sobie i zapytałam:

- Sebastianie? Cz-czy ja o czymś zapomniałam?

Niewiadomo czemu to pytanie budziło we mnie strach. Bałam się jego reakcji ale jednocześnie poczułam ulgę i zaśmiałam się w duchu z samej siebie. Przecież on by mnie nie skrzywdził jednak i tak odwróciłam się do niego z pewną obawą.

Jego ręka zaprzestała swoich kolistych ruchów na moich plecach by zacisnąć się lekko na mojej skórze ale zaraz ponownie rozpoczęła przerwaną czynność jakby nic się nie stało.

Spoglądając w jego oczy nic nie dostrzegłam. Sebastian przyciągnął mnie do siebie bliżej i oparł swój podbródek o moją głowę jednocześnie mnie kołysząc.

- Skąd taki pomysł, królowo? Czy coś jest nie tak? Coś się stało? - odparł spokojnie.

Jego głos działał na mnie usypiająco co w połączeniu z ciepłem i wygodą jaką mi dawał było zniewalającą mieszanką.

- Nie. Po prostu mam takie dziwne uczucie, że o czymś zapomniałam. O czymś ważnym.

- Spokojnie. Nic się nie dzieje. Wszystko jest w jak najlepszym pożądku. Jutro zaczniemy budować nasz świat. Musimy mieć wiele energii. Śpij dobrze kochanie.

Sen w objęciach ukochanego jest najlepszy. 


Simon

 Następny dzień był męczący. Nieprzespana noc po napadzie Sebastiana. Opatrywanie ran. Iratze rysowane z coraz większą frustracją. Kikut ręki Isabelle co chwila krwawił a wraz z krwią wypływała ropa. Alec'k wciąż nie odzyskał władzy w prawej ręce, która zwisa u jego boku jakby była martwa.
Magnus doszedł do siebie najszybciej. Kilka zaklęć, magicznych maści i naparów i z powrotem był cholernym Magnusem Bane'm. Cała energia po nocnym posiłku ze mnie wyparowała. Strach o ukochaną i przyjaciół. Wściekłość, że nie było mnie tu by im pomóc. Wściekłość, że ten sukinsyn* nadal żyje. Przerażenie na myśl co może się teraz dziać z Clary.

- Musimy wracać. Dość ukrywania się. Będziemy walczyć!

- Jak? Jak chcesz walczyć? Wsiądziesz na jednorożca i powalisz Sebastiana tęcza?
Ocknij się Simon. Straciłam dłoń którą się posługuje w walce. Wyćwiczenie lewej zajmie mi lata. Od dziecka uczymy się walczyć, nie nadrobię tego w cholerny tydzień. Alec'k nie może ruszać ręką. Łucznik bez sprawnej ręki? Weź się puknij w łeb i nie udawaj bohatera. Przegraliśmy.

Słowa Isabelle choć prawdziwe raniły mnie niczym stado pszczół. Nie byłem pieprzonym Batman'em. Potrzebowaliśmy bohatera.

- Potrzebujemy Jace'a. - głos Alec'ka niemal nie przyprawił mnie o zawał.

Nie możesz mieć zawału idioto. Jesteś wampirem, twoje serce nie bije.

- Co jeszcze? Czego jeszcze potrzebujemy? - głos Isabelle choć starała się zapewne do tego nie dopuścić zdradzał jaka jest przerażona i zmęczona.

- Kassi, Jocelyn i Luke. Nie ma sensu się ukrywać skoro Sebastian potrafi nas odszukać. Ściągniemy ich z powrotem. Nie chce znależć ich martwych na podłodze gdziekolwiek są. - głos Magnusa był pewny.

Wiedziałem, że czarownik jest wiekowy ale głos jakiego użył by wypowiedzieć te dwa zdania był przesiąknięty czymś takim, że nie chciało się z nim dyskutować. To coś jak głos rodzica, który po wywiadówce karze ci iść do pokoju. Nie ma szans się nie posłuchać.

- Postanowione. Wracamy do Nowego Jorku.


__________________________________________________

* nie mam na celu obrazy Jocelyn

















piątek, 20 października 2017

Rozdział 15



Simon

Piątek najgorszy dla mnie dzień w tygodniu.
Kiedyś z utęsknieniem wyczekiwany dziś oznaczający polowanie. Isabelle oczywiście proponowała mi swoją krew ale nie mogłem. Nie ufałem sobie do końca a moja Izzy nie powstrzymywałaby mnie.

Nawet jakby chciała to i tak byłaby za słaba po utracie krwi. Moimi ofiarami są jedynie osoby które na to zasługują. Jestem trochę jak ten Edward ze "Zmierzchu" za którym kiedyś szalała Clary. Więc oczywiście wiem o nim wszystko przez jej paplaninę.

I tak wolałbym to od tego co miałem zrobić. Zapuszczanie się w uliczki Barcelony jest niebezpieczne dla ludzi. Jestem tu zaledwie 5 minut a już słyszę szybkie bicie serca i krzyk kobiety.

Ruszam w tamto miejsce z szybkością wampira i widzę jak młoda na oko 20 letnia kobieta jest przyciskana do ściany rozpadającego się domu i szarpana za ubrania. Jej torebka leży niedbale na ziemi a naprzeciwko niej stoi brudny i obrzydliwy na oko z 40 latek. Trudno stwierdzić przez brud i zapewne wyniszczający sposób bycia. Od jego zapach robi mi się niedobrze. Ale to on ma być moim dzisiejszym posiłkiem.  Szybko odciągam faceta od kobiety i każę jej uciekać.

Ta natychmiast puszcza się biegiem nie oglądając się za siebie i dobrze. Nikt nie powinien tego widzieć. Gdy jestem pewny, że nikogo nie ma w pobliżu przyszpilam mężczyznę do walącego się budynku i wbijam w jego szyję. Mimo odoru i paskudnej krwi piję nadal. Dobrze, że jest trzeźwy, ani nie jest na prochach. To miałoby nieprzyjemne skutki uboczne. Po zaspokojeniu pragnienia układam mężczyznę w kącie i sprawdzam czy żyje. Puls jest słaby ale wyczuwalny zostawiam mu w kieszeni 100 dolarów i odchodzę.

Idąc potrąciłem coś stopą, spojrzałem w dół i zobaczyłem torebkę zaatakowanej kobiety. W sumie czemu nie? I tak szybko się uwinąłem. Przeszukałem torebkę w celu znalezienia portfela i wyjąłem z niego dowód osobisty. Hmm, niedaleko. 5 minut i jestem na miejscu. Zostawiam torebkę na chodniku przed drzwiami, pukam i uciekam. Z dachu domu na przeciwko widzę jak drzwi otwiera ta sama kobieta, teraz na dodatek zapłakana ale w świeżych ubraniach. Rozgląda się dookoła i już ma zamykać drzwi kiedy zauważa swoją torebkę. Bierze ją i znika za drewnianą powłoką.

Słaby dobry uczynek ale to i tak lepsze niż nic. Raczej nie będę ratował małych kotków ani pomagać starszym panią przejść przez jezdnię. Byłem jedną wielka porażką. Nie potrafiłem obronić swojej przyjaciółki, żywiłem się na ludziach jak pasożyt i ukrywałem jak szczur.

Postanowiłem.

Koniec z tym!

Clary

Po raz któryś tego dnia odzyskałam świadomość. Z wcześniejszych doświadczeń wiem, że zaraz znowu zasnę i będę bezsilna wobec tego potwora. Czuje jak macki jego wpływu owijają się wokół mojego mózgu, odbierają siłę i wolną wolę. Długo nie wytrzymam. Proszę, pomocy!

Ale...tym razem nie zasypiam. Dziwne. Czuję się zdrowa? Gdzie jest Sebastian? Czemu nie ma go przy mnie? Obiecał, że mnie nie opuści. Tak bardzo za nim tęsknie. Tęsknota powoduje u mnie płacz. Chce go przy sobie! Gdzie jesteś? Potrzebuję cię!


Sebastian

Zegar wskazuję godzinę 12:00 w nocy. Dokonało się. Nareszcie!

Pokonałem wszystkich i mam wszystko co chciałem. Teraz czas na to by odbudować moje imperium.
Z moją królową przy boku będzie to sama przyjemność. Muszę szybko do niej wrócić, nie żebym narzekał.

Nieprzytomna Lightwood leży u mych stóp z jej ręki krew płynie strumieniami. Odcięta dłoń dziewczyny wisi przywiązana do mojego pasa. Życzę powodzenia z walką suko.

Czarownik leży z raną na klatce piersiowej  z której sączy się krew i barwi dywan jego chłopak jest przyszpilony mieczem który wbiłem mu w ramię. Powodzenia z poruszaniem tą ręką kiedykolwiek.

Został jeszcze ten głupi wampir. Wprawdzie jego głowa miała być prezentem dla Clary ale to już nie ważne. Dłoń Isabelle będzie idealnym zamiennikiem.

Odwołuje demony i przekręcam pierścień na palcu.


Clary

Na dźwięk wchodzenia po schodach szybko zrywam się z łóżka i biegnę w stronę drzwi, lecz zanim to zrobię same się otwierają i staje w nich Sebastian. Nie bacząc na nic rzucam się na niego i przytulam. Ten natychmiast mnie objął, a następnie wziął na ręce i posadził na łóżku nie wypuszczając mnie z objęć. Do mojego nosa dociera zapach krwi i szybko się od niego odrywam uważnie lustrując go wzrokiem w celu znalezienia jakiejkolwiek rany.

Krew przesiąkająca na koszuli w miejscu ramienia. Szybko chwyciłam go za rękę i wyczułam na niej kolejną ranę. Zassałam powietrze na ten widok. Kto śmiał go skrzywdzić?!

- Co ci się stało? Kto to zrobił? - mój głos był pełen przejęcia.

- Spokojnie, aniołku. Nic mi nie jest. Wiesz liczyłem na opiekę. Co ty na to moja pielęgniareczko?

Szybko pobiegłam do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Wróciłam z wodą utlenioną w ręku i mokrym ręcznikiem. Ostrożnie zdjęłam mu koszulę. Na widok jego nagiego ciała zrobiło mi się gorąco.
W mojej głowie pojawiły się nieprzyzwoite obrazy naszej dwójki pod prysznicem. Zganiłam się szybko za te brudne myśli i oczyściłam rany.

Sebastian

Jej przejęcie moimi ranami było zabawne. Pierwszy raz ktoś tak się o mnie martwił. Mimo, że jej przywiązanie do mnie i miłość to tylko iluzja zamierzam z niej czerpać ile się da. Jej reakcja na mój nagi tors dała mi wielką satysfakcję. Spokojnie kruszyno już niedługo zobaczysz więcej, znacznie więcej.

Moja siostra, moja królowa.



piątek, 29 września 2017

Rozdział 14


He he! Nikt nie odgadł co/kto się znajduje w Hiszpanii!
________________________________
Sebastian

Przemierzałem uliczki Barcelony z uśmiechem na ustach. Dzięki runie niewidzialności nie musiałem martwić się spojrzeniami Przyziemnych. W końcu nastolatek cały we krwi to raczej nienaturalny obraz. Ulica nie była zatłoczona, jak na Barcelonę był to dziwny widok. Zapewne nawet ślepi Podziemni wyczuli, że dzisiejszej nocy lepiej nie wychodzić na zewnątrz. Dzisiejsza noc jest nocą krwi moich wrogów. Pierwsza była królowa Faerie. Głupia dziwka myślała, że przeszedłem kontynuować nasz mały romans, zaraz po tym gdy powiedziałem jej, że czegoś od niej potrzebuje.
Przebiłem jej serce sztyletem z żelaza to kara za to, że dała się przechytrzyć głupim Nefilim. Następną istotą, która dzisiaj zginęła była wiedźma o imieniu Lobelia Blodsoon. Głupi pomiot demona, który odważył się knuć w celu zabicia mojej siostry i przejęcia jej siły pochodzącej od aniołów. Mój ostatni na dzisiaj cel jest najbardziej żałosny. Simon Lewis, ukrywający się tutaj razem ze swoją dziewczyną i z tym chorym czarownikiem i jego chłopakiem. Jego głowa będzie idealnym prezentem dla Clary. Sprawie, że już nigdy nawet nie pomyśli o sprzeciwieniu mi się. Powinienem ją zabić za to co stało się w Edomie ale nie potrafię tego zrobić. Wbrew temu co mówią wszyscy kocham ją. Może nie jest to miłość jaką darzą się zwykli śmiertelnicy ale my przecież jesteśmy od nich lepsi. Jesteśmy Morgensternami. Urodziliśmy się po to by być razem i rządzić. Należymy do siebie. Ona jest moja a ja jestem jej.


Jednopiętrowy budynek na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał. Białe ściany, okna zasłonięte roletami, małe podwórko i rośliny, lecz po zdjęciu czaru ukazuje się prawda. Pole treningowe i bieżnia rzucają się w oczy. Brokat widoczny na drzwiach i wycieraczce aż oślepia. I oni niby chcieli się ukryć? Naprawdę są idiotami. Myślałem, że parusetletniego czarownika stać na więcej. Jego zaklęcia obronne i zapobiegające namierzeniu były dziecinnie łatwe do złamania. Cóż za rozczarowanie. Niech się cieszą, że nie pozabijam ich wszystkich. Jestem tu po dwie rzeczy. Głowę Simona Lewisa i prawą rękę Isabelle Lightwood. Sprawie, że nie będzie mogła posługiwać się swoim ukochanym batem jeszcze przez wiele lat, dopóki nie wyćwiczy drugiej ręki. Gdy to nastąpi utnę jej także lewą. Zemsta jest słodka.

Przechodzę skryty w cieniu i cicho podążam do drzwi. To było zbyt łatwe dla pewności puszczam przed sobą demona jednego z paru których zabrałem ze sobą. Demon przybrał postać człowieka i chwycił za klamkę. Momentalnie wyładowanie elektryczne unicestwia go. W domu podnosi się alarm nie słyszany dla nikogo z zewnątrz. Klnę pod nosem i jedną runą pokonuje drzwi. Gdy tylko wszedłem koło mojej głowy usłyszałem świst bicza. Złapałem go tworząc tym samym na ręce krwawiącą ranę. Owinąłem. go wokół nadgarstka i zacząłem ciągnąć w moją stronę. Izabelle choć zapierała się swoimi masywnymi szpilkami powoli zbliżała się do mnie. Nagle strzała ugodziła mnie w ramię. Spojrzałem i ujrzałem jej brata z łukiem w ręku już nakładającego kolejną strzałę. Czekałem na to. Dałem ruch głową demonowi by zaszedł Magnusa od tyłu. Demon skoczył na niego i powalił na ziemię przyszpilając mu ręce i resztę ciała do podłogi. Dzięki temu czarownik nie zdoła już rzucić żadnych zaklęć. Alec rozdarty pomiędzy chęcią ratowania siostry a chęcią uratowania ukochanego nie wiedział co zrobić. Wykorzystałem to i przyciągnąłem jego siostrę tak by stała do mnie plecami, przyłożyłem jej sztylet do gardła lekko nacinając delikatną skórę.

- I co teraz zrobisz żołnierzyku? Bez swojego parabatai nie jesteś już taki silny co?
Wybieraj, jednemu z nich oszczędzę życie. A skoro już o życiu mowa to gdzie podziała się nasza nieżywa istota? Mam na myśli Simona Lewisa oczywiście. - powiedziałem i uśmiechnąłem się.





































poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Rozdział 13

Sebastian

Podszedłem szybko do Clary i złapałem ją za szyję.

- Zasada numer jeden nie pokazuj wrogowi swoich słabości.

Ta jedynie patrzyła na mnie beznamiętnie. Szybko podcięła mi nogi i upadłem na podłogę, moja siostra przyłożyła mi nóż do gardła.

- Zasada numer dwa nie trać czujności. – powiedziała.

- Widzę, że Jace dobrze cię wytrenował. Brawo Clary. Zaklaskałbym ale jak sama widzisz blokujesz moje wszystkie ruchy...poza jednym.

Przerzuciłem nogę przez jej talię i obróciłem tak, że teraz znajdowałem się nad nią. Jej rude włosy rozsypały się dookoła jej głowy i nadawały jej drapieżności. Jej klatka piersiowa zaczęła się szybciej unosić i zobaczyłem strach w jej oczach. Bała się mnie. Raniło mnie to, chodź wiedziałem, że tak będzie ale ona jest jedyną osobą we wszystkich wymiarach, która może coś we mnie pobudzić. Pragnę jej. Moje żyły palą mnie, moje ciało pragnie jej dotyku, mój umysł chce widzieć ją codziennie budzącą się w moich ramionach.  Zdobędę ją i nikt mnie nie powstrzyma. Jest moja. Należy do mnie.

- Złaź ze mnie bękarcie! Nie dotykaj mnie! – dziewczyna pode mną krzyczała

Nie chciałem tego zrobić i nie miałem zamiaru, zamiast tego pocałowałem ją.

Jej usta są takie miękkie i ciepłe.

Szarpała się i próbowała krzyczeć, ale moje usta nie pozwalały jej na wypowiedzenie żadnego słowa.
Wstałem i pociągnąłem ją za rękę w moją stronę, przez siłę jaką użyłem odbiła się od mojej klatki piersiowej. Złapałem ją w talii i przekręciłem pierścień na moim palcu.

Clary


Ten chory bękart mnie pocałował. Nie pozwoliłam moim łzą wypłynąć zamiast tego zaczęłam się szarpać, chciałam krzyczeć, ale jego usta mi na to nie pozwalały. Byłam przerażona. Obrazy z jego przemieszczającego się domu i Edomu sprawiały, że bałam się jeszcze bardziej. Aż  zbyt dobrze znałam jego dotyk, jego skórę, jego zapach. Wiedziałam do czego jest zdolny. 
Sebastian wstał i przyciągnął mnie w swoją stronę z taką siłą, że odbiłam się od jego klatki piersiowej. Byłam zbyt zaskoczona by cokolwiek zrobić. Złapał mnie w talii, a następne co czułam to uścisk w brzuchy towarzyszący mi zawsze przy przemieszczaniu się przez portal.
W następnej chwili stałam na miękkim dywanie, tyle tyle byłam zdolna powiedzieć o otaczającym mnie miejscu, ponieważ moja głowa była dociśnięta do klatki piersiowej Sebastiana.

***

Obudziłam się na łożku otoczona miękkini poduszkami. Szybko poderwałam się z łóżka i zobaczyłam, że przebywam w pokoju o szarych ścianach z czarnymi meblami i białymi dodatkami.
Pokój był nawet ładny i na pewno by mi się spodobał gdyby nie jeden dodatek psujący całość a mianowicie mój brat siedzący niedaleko łóżka obserwujący mnie jak myśliwy zwierzynę.

- Gdzie jestem?

- W domu. Wiesz trudno było mi znaleźć dom dla nas. Musiał być zarówno piękny jak i... hmm szczelny. Nie chcemy przecież żeby ktoś ukradł mi mój skarb. Podoba ci się pokój? 
To nasza sypialnia. Nie, nie odpowiadaj widzę, że ci się podoba.

Było mi niedobrze i miałam ochotę ponownie się położyć i zasnąć. Powieki mi ciążyły, ciało było ciężkie. Czułam się jakbym była pod wodą.

- Co się ze mną dzieje?  -spytałam, przecierając czoło by zobaczyć kropelki potu na mojej dłoni.

Nagle zaczęły się one dwoić i troić, w głowie miałam istną karuzelę. Sebastian złapał mnie za ramiona i popchną z powrotem na poduszki. Na suficie były namalowane jakieś znaki, ale łzy w oczach nie pozwalały mi ich dostrzec. Byłam taka zmęczona, tak bardzo chciałam zamknąć oczy i zasnąć. Jednocześnie czułam się całkowicie na siłach. 

- To tylko efekt uboczny run które ci narysowałem. Spokojnie to minie. Gdy się ponownie obudzisz będę miał dla ciebie prezent. Prosto z Hiszpanii.


_____________________-

Powiedzcie mi co takiego znajduję się w Hiszpani???

czwartek, 27 lipca 2017

Rozdział 12




  Magnus

  - Słońce tutaj jest naprawdę cudowne nie uważasz? - spytałem Alec'ka

Mój uśmiech zgasł gdy dostrzegłem, że mój mega gorący chłopak zamiast opalać się na słońcu leży na leżaku w cieniu parasola.

- Alec'k tak się nigdy nie opalisz wiesz? - próbowałem go przekonać.

- Magnusie, nie zrobisz ze mnie gorącego Hiszpana. Jeśli masz ochotę na opalonych i umięśnionych przystojniaków to niestety cię zawiodę.

- Żaden opalony Hiszpan nie dorasta ci nawet do pięt. - powiedziałem i pocałowałem swojego chłopaka.

Simon

- Isabelle jesteś pewna? To nie wygląda zbyt stabilnie. - po raz setny próbowałem przekonać czarnowłosą.

Łowczyni stała na zamarzniętym jeziorze i uśmiechała się szeroko. Co nam strzeliło do głowy, żeby poprosić Magnusa o portal do Rosji? Na Syberii jest cholernie zimno.

Nie żebym ja jako wampir czuł zimno, ale widzę jak Isabelle się trzęsie.

- Wracajmy jest zimno. Przeziębisz się.

- Nie, chce pojeździć z moim chłopakiem na łyżwach na zamarzniętym jeziorze na Syberii. - powiedziała jak mała dziewczynka.

Czasami mam wielką ochotę zamknąć ją w pokoju na klucz.

-Nie marudź tylko chodź. Ktoś musi mnie przecież wyciągnąć jeśli wpadnę do jeziora.

Jocelyn

 - Kanasandro Herondale masz natychmiast zjeść ten groszek!

Patrzę załamana jak Luck próbuje nakarmić wnuczkę. Doprawdy pory karmienia są najgorsze.
Zresztą co się dziwić jak Clary była w jej wieku próba nakarmienia jej kończyła się jedzeniem wszędzie tylko nie w jej buzi.

- Zrób jej samolocik, na Clary to zawsze działało.

I kolejna próba zakończona porażką.

- Geny Herondale'ów pokonały samolocik. Jeśli Clary będzie chciała mieć jeszcze jedno dziecko, wybij jej to z głowy. - powiedział zrozpaczony dziadek i wrócił do prób nakarmienia wnuczki.

Mała bardzo tęskni za rodzicami. Do spania wkładamy Kassi do łóżeczka koszulkę Clary i Jace'a na zmianę by mała miała poczucie, że jej rodzice są tutaj.

_______________________________

Płakać mi się chce przez tą końcówkę!!! ☹☹

piątek, 21 lipca 2017



Mam ważną wiadomość.
Od dzisiaj będziecie mnie mogli znaleźć również na wattpadzie.
Mój nick na wattpadzie: DemiEdom
Dzisiaj zacznę dawać tam rozdziały.



środa, 19 lipca 2017

Bonus


Królestwo Edom za panowania Sebastiana


          Stos pogrzebowy był jedyną konstrukcją w pobliżu, na nim leży martwe ciało kobiety. 
Demony krążą wokół niego po niebie, ale nie odważą się zbliżyć dopóki tu jestem. Patrzę na grób młodej Nephilim i zalewam się łzami, to moja wina, że zginęła. Biorę pochodnie i podpalam stos, gorące płomienie szybko rozprzestrzeniają się po suchym drewnie wywołując jego trzaski i syczenie iskier. Przeklinałam w myślach siebie i swoją głupotę, gdyby nie moja samolubność ona nadal by żyła. Od reszty Nocnych Łowców więzionych tu wiem, że nie miała żadnej rodziny. Jej mąż zginał podczas polowania na demony, dzieci nie posiadała.

- Ave atque vale.

Stałam tam dopóki ogień nie pochłoną całego stosu i nie strawił sobą ciała.

Odchodząc słyszałam jedynie zawiedzione krzyki demonów, gdy zobaczyły, że ze stosu pozostał jedynie popiół.

Łowczyni którą zabił mój brat, by mnie ukarać nazywała się Kasandra Breakwood.


__________________________

Bam, bam, bam. Jakoś tak mnie naszło na bonus. Bo czemu nie? Dawno nic tu nie było, a ja postanowiłam, że dam uzasadnienie dla imienia naszej małej Herondale. No bo z jakiej paki ma na imię tak a nie inaczej. No i jest. (Tak naprawdę to z tym imieniem to nic nie planowałam, ale jako, że wymyśliłam taki bonus to macie.)

środa, 5 lipca 2017

Rozdział 11



Sebastian
   

Zdziwiłem się gdy moja siostra odwróciła się do mnie i uderzyła otwartą dłonią w policzek. Odczułem ból, a następnie lekkie swędzenie w tamtym miejscu ale nie przejąłem się tym. Rudowłosa patrzyła na mnie z wściekłością w oczach. Taką ją najbardziej uwielbiam. Wściekłą z szeroko otwartymi oczami i iskrzącym się w nich gniewem, z zaróżowionymi policzkami i srogim wyrazem twarzy. Wtedy wygląda jak prawdziwa Morgenstern, jak ogniste tornado gotowe swą mocą zmieść cały świat.

- Ty sukinsynu! Jakim cudem ty jeszcze żyjesz? Poświęciłam tak dużo a ty nadal oddychasz i śmiesz 
pokazywać mi się na oczy. - krzyczy wściekła.

Nie spodziewałem się po niej takiego wybuchu, ani tak ostrych słów. W jej oczach majaczyło szaleństwo i chęć mordu. Podobała mi się taka. Dzika i groźna.

- Uspokój się Clarysso. Jeśli chcesz się dowiedzieć czemu żyje to lepiej chodź ze mną, to będzie długa opowieść. - złapałem ją za ramię, a ta zaczęła się wyrywać.

Przekręciłem pierścień na swoim palcu i znaleźliśmy się w Instytucie w bibliotece.
Dobrze jest poczuć zapach książek i kurzu w powietrzu. Opadłem na fotel i przyglądałem się mojej zdezorientowanej siostrze. Po chwili ku mojemu zdumieniu zdjęła kurtkę odsłaniając koronkowe rękawy jej czarnej sukienki i usiadła w fotelu na przeciwko. Przerzuciła nogę na nogę i zaczęła się we mnie wpatrywać oczekując wyjaśnień. Przełknąłem ślinę patrząc na jej odsłonięte nogi i resztę ciała okrytego jedynie cienką skąpą sukienką.

- Gdy opuściłaś Edom ja nadal istniałem. Mój duch umierał powoli. Rozkładałem się patrząc jak wszystko co zbudowałem w Edomie rozpada się. Od całkowitej zagłady ocaliła mnie Lilith.
Zamknęła mojego ducha w Pyxis'ie. Niestety przez to poświęciła wiele energii i jej odrodzenie nastąpi jeszcze później. Tam mogłem się powoli regenerować, dopóki Asmodeusz nie zrekonstruował mojego ciała z powrotem. Posiadanie Wielkich Demonów za sojuszników jest naprawdę przydatne. Niestety nasz syn był za słaby i niebiański ogień od razu całkowicie go pochłonął i zniszczył. Powiedz mi moja siostro jakie to uczucie stracić wszystko?

Rudowłosa najwyraźniej wstrząśnięta moimi słowami milczała przez chwilę. Po chwili spojrzała na mnie obojętnymi oczami i powiedziała:

- Nie wiem. Nie straciłam wszystkiego, ale ty tak. Powiedz co jeszcze ci zostało? Straciłeś Edom, Mrocznych, Lilith, syna i mnie. Nie masz żadnej władzy. Jesteś tylko robakiem pełzającym po tym świecie ze swoimi chorymi urojeniami o władzy. To ty nie masz nic, to ty straciłeś wszystko. Powiedz mi jakie to uczucie stracić wszytko i nie mieś nic, nawet miłości.

Zaskoczyła mnie swoimi słowami, jej nowe oblicze idealnie pokazywało jaką silną kobietą się stała, ale nadal pozostawała krucha i byle podmuch wiatru mógł strącić ją i zamienić w pył.
Była jak róża mająca do obrony jedynie kilka lichych kolców.

Clary

- Obudź Jace'a. - powiedziałam.

- Co? - odpowiedział Sebastian.

Wydawał się być zdezorientowany tak nagłą zmianą tematu i stanowczością w moim głosie.
Jego rozluźnione dotąd ciało napięło się na wzmiankę o nim.
Jest zazdrosny.   Uświadomiłam sobie i jeszcze baczniej przyjrzałam się jego postawie. Prawa dłoń zaciśnięta na poręczy fotela i nerwowe podrygiwanie stopą wskazywało na to, że się denerwuje i na coś czeka. Oczy skierowane były na moje odsłonięte części ciała. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nadal jestem w skąpej sukience z polowania i odsłaniam przed nim zdecydowanie za dużo. Ale nie powiem mu przecież żeby zaczekał, a ja pójdę się przebrać. Zaczynało być coraz niebezpieczniej. Jego wzrok uważnie skanował moje ciało a w oczach co chwila pojawiało się pożądanie.

- Obudź go. - wstałam i założyłam kurtkę choć trochę się osłaniając - Moja córka potrzebuje ojca.

Wspomnienie o Kassi mogło być niebezpieczne w tej sytuacji. Nie znałam tego nowego Sebastiana. O dziwo zdawał się czuć cokolwiek. Nie był sobą. Zawsze taki pewny siebie teraz jedynie stara się zgrywać pozory obojętności. Jedno się nie zmieniło nadal był nieprzewidywalny i groźny. Bałam się tego nowego Sebastiana, ale ja też nie byłam taka sama jak wtedy gdy mnie poznał. Zmieniłam się, wydoroślałam i nauczyłam się wielu sztuczek. Nie byłam już słabą Przyziemną bojącą się cieni w kącie pokoju.

- My się chyba nie zrozumieliśmy. Nie odzyskasz Jace'a, nigdy, a twoja córka nie będzie długo potrzebować ojca. Gdy skończę na świecie nie będzie już dla ciebie nikogo innego oprócz mnie.
Nie potrzebnie ich odsyłałaś i tak ich znajdę, choćbym miał spalić całą Ziemię i przeszukiwać popioły w poszukiwaniu ich szczątków.

Nie wytrzymałam i nie zważając na konsekwencje rzuciłam w niego ostrą jak brzytwa szpilką do włosów na wampiry. W ostatniej chwili chłopak uchylił się w bok tak, że szpilka wbiła się w oparcie fotela, jednak nie na tyle szybko by uniknąć zranienia. Na policzku Sebastiana została mała rana z której zaczęła sączyć się powoli krew. Uśmiechnęłam się z satysfakcją na ten widok.

- Powinnaś nauczyć się panować nad emocjami, to podstawa bycia Nocnym Łowcą. Tyle jeszcze będę musiał cię nauczyć, ale nie martw się mamy na to całą wieczność.




piątek, 23 czerwca 2017





 Chce wam wszystkim życzyć udanych i słonecznych wakacji!!!
A także by ten czas nie był zmarnowany. :*


Pozdrawiam wszystkie osoby które pewnie tak jak ja spędzą większość wakacji przed komputerem, na wattpadzie i na czytaniu książek :)

niedziela, 4 czerwca 2017

Rozdział 10


Clary


    Zostawiłam Ci wszystko o co prosiłaś w szafie, a kosmetyki masz w łazience.
Nie wiem po co Ci to, ale wiem, że Jace by tego nie pochwalił.
Bądź ostrożna.
Izzy


Po odczytaniu wiadomości wyrzuciłam kartkę do kosza i otworzyłam szafę. W środku zadomowiło się już kilka skąpych sukienek w sam raz na polowanie. Na dole kilka par szpilek i koturnów dumnie stało w szeregu koło starych i sfatygowanych trampek i tenisówek. W życiu bym nie przypuszczałam, że w mojej szafie znajdzie się coś takiego. Był już wieczór. Po południu przyszło zawiadomienie o zwiększonej aktywności demonów w okolicach Pandemonium. Clave nie wie o powrocie Sebastiana ani o sytuacji w Instytucie, lepiej dla nich będzie jeśli tak pozostanie. Nie chce kolejnej wojny, ani wizytacji Clave. W razie inspekcji kogoś z Idrysu mam aktywować runę iluzji, która będzie się utrzymywać dopóki problem nie zostanie zażegnany. 

***

   Wykąpana, umalowana i ubrana w czarną sukienkę z koronkowymi rękawami sięgającą do połowy ud i czarne nie zbyt wysokie szpilki kieruje się do Pandemonium. Pod moją kurtką kryją się sztylety a we włosach spoczywa ostra szpilka  zamoczona w wodzie święconej na wampiry, a na nadgarstku mam srebrną bransoletę z kolcami na wilkołaki. Dziś pełnia i Podziemni są niespokojni, dlatego muszę jak najszybciej uporać się z zadaniem.  Mam na sobie runę niewidzialności więc bez problemu wchodzę do klubu, kieruje się do baru po drodze neutralizując dzianie runy. Muzyka jest głośna, piani ludzie tańczą na parkiecie, choć przypomina to raczej bezmyślne gibanie się w rytm za głośnej muzyki z zadurzą ilością basów. Barman patrzy na mnie podejrzliwie i pyta:

- Nie jesteś za młoda na przebywanie tu?

- Nie jesteś zbyt doświadczony by zadawać takie pytania? - odpowiadam - Whisky.

Mężczyzna nie odpowiada tylko sięga po alkohol i nalewa go do szklanki. W tym czasie mam okazję mu się przyjrzeć. Krótkie czarne włosy, zielone oczy, napakowany. Interesujące są w nim wyłącznie oczy. Hipnotyzujące i przyciągające, ale nie robią na mnie wrażenia. Istnieją tylko jedne oczy, jedne złote oczy potrafiące przyprawić mnie o palpitację serca. Sięgam po szklankę i obracam się na stołku barowym obserwując otoczenie. Dwa demony pod ścianą obserwują parkiet wypatrując ofiary. Trzeci pod ścianą zajęty flirtowaniem z lekko pijaną Przyziemną i czwarty zmierzający w moją stronę z głodem wymalowanym w nienaturalnie zielonych oczach. Czarne włosy do ramion z niebieskimi pasemkami. Uśmiecham się uwodzicielsko puszczając mu oko. Odwracam się z powrotem do baru, wiedząc, że demon zwabiony moją witalnością życiową zaraz tu dotrze. Pije alkohol dużymi łykami krzywiąc się gdy ostry płyn przedziera się przez moje gardło. Demon siada koło mnie i kładzie rękę na moim udzie. Czuje obrzydzenie i irytacje, ale uśmiecham się i przysuwam bliżej, kładąc rękę na jego klatce piersiowej.

- Cześć aniołku. Co taka piękna dama robi tu sama?

- Poszukuje towarzystwa i chyba właśnie je znalazła. - odpowiadam z uśmiechem patrząc śmiało w oczy demonowi.

- Mała jesteś pewna? Nie chcesz jeszcze jednej kolejki, zawsze ja mogę ci potowarzyszyć. - odzywa się barman.  

Najwyraźniej myśli, że może stać mi się krzywda. Głupiec. Przyszłam tu na polowanie, a nie po to by wysłuchiwać ostrzeżeń Przyziemnego.

- Jestem pewna, nie wtrącaj się. Ile płace? - pytam i przesuwam rękę na ramie demona.

- Ja zapłacę. - mówi demon. 

Jakiś pożytek przynajmniej z niego jest. Demon odwraca się i płaci, a ja spoglądam na ścianę pod którą stały przedtem pozostałe demony. Wszystkie trzy kierują się do składzika z ofiarami. 

Szlag, za długo byłam zajęta przez tego głupiego barmana.

Demon najwyżej również był zniecierpliwione bo pociągnął mnie lekko z rękę w stronę składzika. Korzystając z okazji sięgnełam po sztylet schowany wewnątrz kurtki i szyko schowałag go w rękaw by w dogodnej sytuacji szybko go wyjąć. Jego ręka przesuwa się na moją talię, wykorzystuje okazję odwracam się do niego i wbijam sztylet prosto w serce ofiary. Patrzy na mnie przez chwilę oszołomiony po chwili zamieniając się w pył. Jedynym śladem po jego obecności jest demoniczna posoka na moim sztylecie. Szybko kieruje się do schowka rysując nową runę niewidzialności. Szybko docieram do drzwi ignorując ocierających się o mnie ludzi i wchodzę do środka.
Czuje się od razu lepiej na niższą temperaturę tu panującą. Biorę głęboki wdech i wchodzę głębiej do ciemnego pomieszczenia. Krzywię się lekko na zapach demonów. Zauważam jednego nad nieprzytomną Przyziemną, skradam się i łapie za ramię odwracając go w moją stronę po czym szybko wbijam mu sztylet w serce. Kilka kropel posoki ląduje na mojej sukience, ale ignoruje to i ruszam dalej. Dwa pozostałe demony zajmują się swoimi ofiarami powoli wysysając z nich siły. Rzucam sztyletem i trafiam w jednego, ale cios go nie zabił. Krzyczy i odwraca się w moją stronę puszczając ledwie żywą dziewczynę. Jego towarzysz również odwraca się w moją stronę zostawiając swoją ofiarę. Rzucam się na jednego i próbuje przeszyć sztyletem ale robi unik. Ląduję pod ścianą i odwracam się w ich stronę. Z paszczy obydwu wydobywają się czarne macki naszpikowane kolcami z których kapie jad. Ze sztyletami w obu dłoniach atakuje ich. Jeden próbuje złapać moją rękę ale mu się nie udaje. Zamiast tego odcinam mu dłoń i kopniakiem posyłam na przeciwległą ścianę. Drugi chwyta mnie za włosy. Krzyczę i na oślep wbijam mu sztylet. Demon mnie puszcza i cofa się dwa kroki. Szybko do niego podchodzę i wbijam sztylet w głowę. Odwracam się w poszukiwaniu drugiego i zaważam go pochylonego nad Przyziemną dziewczyną, jego ręka już się zrekonstruowała.
Doskakuje do niego i robiąc obrót wbijam sztylet w szyje. Demon zamienia się w pył i znika. Pochylam się nad nieprzytomną dziewczyną i sprawdzam puls. Żyje. Podchodzę do pozostałych dwóch i robię to samo. Wszystkie żyją, przybyłam w ostatniej chwili. Dzwonie na pogotowie i wychodzę z klubu. Idę do wąskiej uliczki i upewniając się, że nikt mnie nie widzi zaczynam rysować runę portalu. W połowie czynności przeszkadza mi dzwoniący telefon. Zdziwiona patrze na wyświetlacz i widzę nieznany numer. Odbieram i przystawiam telefon do ucha.

- Halo?

- Cześć, Clary. Stęskniłaś się?

Nd dźwięk tego głosu wzdrygam się i przełykam ślinę.

- Czego chcesz? - pytam nerwowo przekładając ciężar z jednej nogi na drugą, rozglądając się dookoła. 

- Ciebie. - rozlega się szept za moimi plecami.


_________________________________________

Heh. Wróciła!!! Kto się cieszy. Fajne zakończenie prawda? Ktoś się domyśla co będzie dalej, 
bo ja nie mam pojęcia? Mam nadzieję, że dobrze się czytało i nowa playlista przypadnie wam do gustu. Do następnego...






wtorek, 9 maja 2017

Rozdział 9


Clary
  
 Musiałam działać i to szybko. Instytut nie mógł zapenić nikomu z nas bezpieczeństwa.
Jedynym rozwiązaniem była ucieczka i ukrycie się w jakimś bezpiecznym miejscu. 
Musieliśmy się rozdzielić.

Płakałam coraz bardziej z każdą rzeczą wkładaną do walizki. Po wielu godzinach rozmów i omawiania wszystkiego wiedzieliśmy co mamy robić. Jako jedyni wraz z Jace'm byliśmy bezpieczni. Sebastianowi zależało na mnie, a Jace był w jakiś chory sposób dla niego ważny. 
Sebastian chciał w Jacie widzieć brata, kompana i wiernego towarzysza. Reszta musiała zniknąć. 
Isabelle, Simon, Aleck, Magnus, Jocelyn i Luck. Nie mogli walczyć, byli dla mnie ważni, a Sebastian napewno to wykorzysta. Dowodem jest Jace. Gdyby ktos inny byłby w Instytucie gdy byłam na spacerze z Kassi na pewno by zginął.

- Clary jesteś tego pewna? - zapytała Jocelyn - Możemy obronić Kassi również w Instytucie. Wszyscy możemy zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie musisz tego robić.

- Musze! - krzyknełam - To wszystko moja wina. Nie pozwole by ona cierpiała za to kim jestem i jakie błędy popełniłam. Tak będzie lepiej. - dodałam juz spokojnym głosem z trudem przełykając łzy.

Musze być silna. Łzy są oznaką słabości na którą teraz mnie nie stać.


Ustaliliśmy, że Jocelyn i Luck zabiorą ze sobą Kassi i ukryją się gdzieś.
Isabelle ucieknie wraz z Simonem, Aleckiem i Magnusem.

Nikt poza daną grupą nie wie gdzie wybierają sie pozostali. Tak będzie bezpieczniej.
W Instytucie zostane tylko ja i Jace.

- Mamo proszę. Nie chce się znowu z tobą kłócić. Wiem, że nie chcesz takiego życia.
Bądź znów Przyziemną. Maluj, ciesz się, wychowaj wnuczkę. Zapomnij o mnie, zapomnij o tym świecie. Miałaś rację trzymając mnie z dala od tego. Teraz to rozumiem, jestem w takiej sytuacji jak ty wtedy. Po prostu odejdź na tak długo jak trzeba.

Jak dużo jeszcze będę musiała poświęcić dla bezpieczeństwa moich najbliższych?


Sebastian

Patrzenie na jej cierpienie jest wspaniałą rozrywką. Została sama, zdana na moją łaskę.

Przygotuj się siostrzyczko.                           Erchomai.


_________________________________________________________________________________

Wiem, że ie tego się spodziewaliście ale obiecuje, że od następnego rozdziału koniec mazana się. 
Przepraszam, że taki krótki. Od teraz czekamy na akcję!!!

sobota, 15 kwietnia 2017

Wielkanoc!!!



    Z okazji tego jakże wspaniałego święta jakim jest Wielkanoc, pragnę życzyć wam wspaniałych i szczęśliwych świąt. Niestety śmigus dyngus nie zapowiada się najlepiej (a nikomu nie życze pobudki z udziałem szklanki wody co roku), ponieważ pogoda nas nie rozpieszcza. Mimo to mam nadzieję, że święta będą dla wszystkich udane. :* <3


PS: DOBILIŚMY DO 10 000 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!!



sobota, 8 kwietnia 2017

Rozdział 8



Clary

   Po całym zajściu natychmaist wróciłam z córką do Instytutu. Najważniejsze było teraz bezpiecznie wrócić, zawiadomić wszystkich i ostrzec Clave. Choć co do tego ostatniego nie byłam do końca pewna. Mogą uznać, że nadal jestem w szoku i to wszystko mi się przyśniło lub co gorsza uroiło.

Szybko weszłam do Instytutu i zawołałam na cały głos:

- Jace!!!

Nie dostałam odpowiedzi w całym Instytucie było cicho. Szybko wyciągnełam telefon przeklinając siebie, że wcześniej o nim nie pomyślałam i zadzwoniłam do Jace'a.
Jeden sygnał...drugi sygnał...trzeci sygnał i nic włącza się poczta głosowa.

Cześć tu Jace. Największe ciacho na świecie, nie mogę teraz odebrać bo pewnie całuje się z Clary. Oddzwoń lub zostaw wiadomość.

Ściągnełam kurtkę i buty, a następnie rozebrałam córkę. Wziełam ją na ręce i szybko zaczełam przeszukiwać cały Instytut. Kuchnia-nic, pokój mój i Jace'a-nic,oranżeria-nic. Zrezygnowana weszłam do biblioteki. Tam zastałam Jace'a leżącego na kanapie. Podeszłam do niego i zobaczyłam, że spał. Odetchnełam z ulgą i zaczełam go budzić. Byłam rozdygotana i przerażona.
Nie wiedizałam co mam robić. Zaczełam nim potrząsać, ale nie chciał się obudzic. Włożyłam córkę do kojca stojącego niedaleko kanapy i znowu zaczełam go budzić. Nic. Nic nie działało, zaczełam krzyczeć żeby się obudził, łzy lały mi się po policzkach. Nic to nie dało. Jace nadal spał na kanapie i się nie budził. Kassi zaczeła płakać przestraszona moim krzykiem. Podeszłam do niej i wziełam na ręce. Musiałam się uspokoić. Zaczełam delikatnie kołysać córke w ramionach i mówić do niej uspokajającym głosem.

- Cii, kochanie. Nie trzeba płakć. Tata niedługo się obudzi. No już nie płacz. Przepraszam, że krzyczałam. Cii. - mówiłam spokojnym i kojącym głosem.

Choć w środku byłam istnym chaosem uczuć dla niej byłam gotowa powstrzymać tornado.
Córka zawsze mnie uspokojała, była jedyną stałą rzeczą w tej chwili.

Wyjełam komórkę i zadzwoniłam do Isabelle. Nie odebrała. Do Simona - także nic.
Wybrałam numer Aleck'a i czekałam. Po chwili odebrał.

-Halo, Clary?

- Alec, dzięki Aniołowi. Wracaj natychmiast do Instytutu i weź se sobą Magnusa. Szybko! - ostatnie słowa wykrzyczałam i znowu zaczełam płakać. Rozłączyłam się i rzuciłam urządzenie przed siebie na fotel. Usiadłam na dywanie opierając się o kanape na której spał Jace.

Kołysałam córkę w ramionach by usneła i przeklinałam Sebastiana w myślach wszystkimi znanymi mi epitetami. Kassi zasneła a ja ułożyłam ją w kojcu i wróciłam na swoje miejsce przy kanapie.

***
- Clary, Clary obudź się. Obudź się!

Ze snu obudził mnie głos Aleck'a. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go jak razem z Magnusem przy mnie kucają. Z ich twarzy biła troska.

- Wszystko w pożądku? - spytał Magnus i pomógł mi wstać.

Od niezyt wygodnej pozycji na podłodze wszystkie mięśnie mnie bolały. Podniosłam się z trzaskiem kości. Rozciągnełam cię lekko i zamarłam w połowie czynności. Szybko podbiegłam do kojca sprawdzić co z Kassi. Na szcześćie nic jej nie było i słodko sobie spała. Odetchnełam z wyraźna ulgą.

- Co się stało? Czemu Jace się nie budzi? - zapytał Alec i spróbował obudzić swojego parabatai.

- Ja... Byłam z Kassi w parku... I wtedy on-Ja nie wiedziałam co zrobić... Ja, ja naprawdę... Dotarłam tu najszybciej jak mogła...

-Clary uspokój się. Zacznij jeszcze raz od początku. - przerwał mi Alec.

Wziełam głęboki oddech i zaczełam jeszcze raz. Ręce mi się trzęsły i miałam ochotę się rozpłakać.

- Poszłam z Kassi na spacer, poszłyśmy do parku i usiadłam z nią na ławce. Przez chwile było spokojnie. Zamknełam oczy i siedziałam spokojnie. Nagle ktoś przysłonił mi słańce i otworzyłam oczy. To...To był Sebastian. - po wypowiedzeniu tego imienia na nowo sie rozpłakałam.

- On...On mówił, że pożałuje i, że snu to dopiero początek. Jak najszybciej udałam się do Instytutu i zaczełam wołać Jace;a. Pszeszukałam cały Instytut, próbowałam się do niego dodzwonić ale nie
odbpierał. Znalazłam go w końcu tytaj na kanapie. Próbowałam go obudzić, ale nie mogłam.
Potem zadzwoniłam do Izzy i Simona, ale oni nie odbierali, wreszcie dodzwoniłam się do Ciebie.

Magnus szybko mnie przytulił a ja znowu zaczełam płakać. Byłam przerażona. Wiedziałam, że mojej rodzinie grozi niebezpieczeństwo, ale najbardziej przerażający był fakt, że Kassi jest całkowicie bezbronna. Musiałam coś zrobić i to szybko.





niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 7



Clary

  - Na pewno nie iść z wami? - spytał Jace.

- Na pewno Jace. To tylko spacer uspokój się. - przekonywałam.

Uparty blondyn nie chciał mnie puścić samej z Kassi na spacer. To denerwujące.
Za każdym razem gdy chce gdzieś iść on leci za mną.

- Weż chociaż Isabelle albo fretke. - nadal nie odpuszczał.

- Czy ty możesz w końcu przestać obrazać Simona? - spytałam już troche zła jego dziecinnym zachowaniem.

- A kto powiedział, że miałem na mysli Sajmona, kochanie? - powiedział z uśmiechem przyklejonym na twarzy.

Cholera. Dobra Clary dobrze to rozegraj nie daj mu wygrać.

- Czyżbyś mówił o Aleck'u? Pamiętaj, że Magnusowi może się nie spodobać nazywanie jego chłopaka fretką. Chyba nie chcesz mieś włosów we wszystkich kolorach tęczy, prawda? - powiedziałam i zaczełam ubierać buty. Widząc, że blondyn także zamiera się ubierać powstrzymałam go groźnym spojrzeniem.

- Dobrze, ale dzwoń co 20 minut. Jesli nnie zadzwonisz bede sie martwił i z nerwów powyrywam sobie wszystkie włosy i świat cię znienawidzi.

- Wybacz Jace ale musze jak najszybciej wyjść bo twoje ego mnie przygniata. - powiedziałam. Chwyciłam wózek z córką w środku i wyszłam na zewnątrz.,

- I trzymaj się zdala od kaczek, pamię...

Więcej nie usłyszałam gdyż drzwi odgrodziły mnie od tego napuszonego idioty.
Mojego idioty.

***

Idąc spokojnie ścieżką w parku rozkoszowałam się przyjemną pogodą. Oczywiście nie mogło się obejść od pełnych potępienia spojrzeń starszych ludzi. Wiedziałam, że tak będzie ale nie przejmowałam się tym. Macieżyństwo w moim wieku nie jest raczej dobrze widziane. Ale mimo to cieszyłam się widząc uśmiechj mojego maleństwa i jej szczęśliwych oczy patrzących wszędzie z ciekawością. Kassi była bardzoi ciekawskim dzieckiem, zawsze musiała wszystko widzieć. Jeśli nie dostawała wszystkiego czego chciała zaczynała płakać i nie przestawała dopóki tego nie dostała.
Tak, typowy tatuś. Oby nie odzieczyła po nim wielkiego ego. Nie zniosłabym drugiego Jace'a stojącego przed lustrem 1 godzinę i układającego włosy.

Spojrzałam na córkę ubraną w śliczne różowe śpioszki ze śmiesznym napisem. Jej blond włoski ciągnął lekki wiaterek a zielone oczy skrzyły się radością. Miała mały nosek i małe malinowe usteczka. Cały czas się uśmiechała. Pochyliłam się nad nią i zagrzechotałam grzechotką przed twarzą, na co ta się zaśmiała i próbowała ją złapać. Kassi miała już 3 miesiące i rosła jak na drożdżach.

- Zawsze będę cię bronic skarbie. Razem z twoim tatą jesteście światełkiem w moim życiu. Kocham cię kruszynko. - szeptałam jej cicho a ta patrzyła się na mnie i uśmiechała słodko. Po upewnieniu się, że jest jej ciepło wzięłam ją na ręce i siadłam na ławce. Odetchnęłam powietrzem i patrzyłam na otaczającym mnie krajobraz. Duch artystki mówił mi, że trzeba to uwiecznić w szkicowniku i zdecydowałam, że po powrocie do Instytutu na pewno się tak stanie z dodatkiem siebie i Kassi w tym właśnie momencie.

Napawałam się delikatnymi promieniami słońca aż ktoś mi je zasłonił.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemną sylwetkę postaci, mężczyzny. Usiadł koło mnie na ławce.
Spojrzałam mu w twarz i zamarłam. Koło mnie siedział Sebastian Morgenstern , we włosnej osobie.

Natychmiast poderwałam się z ławki mocniej przyciskając córkę do piersi. Byłam przerażona, ciepło spowodowane promieniami słońca znikneło zaostawiając w swoim miejscu chłód i pustkę na całym moim ciele. Patrzyłam nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, po chwili zaczełam się cofać.

- Tęskniłaś? - jego przeklęty głos dotarł do moich uszu. Pomogło to pokonać odrętwienie.

Instynktownie chciałam chronić córkę i wszystkich wokoło. Wokół mnie było pełno Przyziemnych.

- A-ale j-jak to możliwe? Ty nie żyjesz. - mówłam cicho uparcie kręcąc głową.

Zimny wiatr owiał moja twarz przekazując jednocześnie kwaśny zapach demona pochodzący od niego.

Sebastian wstał i zaczął się do mnie przybliźać. Ja od razu się cofałam aż natrafiłam plecami na pień drzewa. Rozejrzałam się mając nadzieję, że ktoś mi pomorze ale ludzie wokół zdawali się wogóle nas nie zauważać. Dzieci biegały wokoło pod czujnym spojrzeniem rodziców siedzących na ławce.
Moje rozpaczliwe rozglądanie się wywołało u niego śmiech. Równie bezuczuciowy jak cały on.

- Nie widzą nas ani nie słyszą. Nie jestem amatorem. Dobrze było cię spotkać, siostrzyczko. Wiedz, że czeka cię kara za to co mi zrobiłaś. Sny to był zaledwie początek, wkrótce poznasz co to cierpienie a ja będe się tym napawał. Potem... Zresztą nie ważne, do zobaczenia, kochanie. - powiedział i dosłownie rozpłynął się we mgle.


_____________

Ta-dam. Kto się cieszy? Oczywiście, że wszyscy. Może to troche oklepane tak wciąż wałkować temet Sebastiana, ale nie mam serca by go zostawić. Tak będe was nim dręczyć i nie ma przebacz. To do następnego. I <3 was.














piątek, 17 marca 2017

Rozdział 6


    Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dziś odbędzie się ślub Jocelyn i Luck'a. 
Panna młoda szykowała się w Instytucie pod czujnym wzrokiem Isabelle i Clary, które obiecały sobie, że dzisiejszy dzień będzie idealny dla wszystkich. Od samego rana w całym Instytucie panowało zamieszanie. Wszyscy przygotowywali się do ślubu. Clary, Isabelle, Jocelyn i Marys od rana  się szykowały. Zdecydowano, że wszyscy osobnicy płci przeciwnej zostaną u Luck'a w domu tak by zobaczyć swoje towarzyszki dopiero w dniu ślubu. Nie tyczyło się to oczywiście Magnusa, który za pomocą czarów pomagał wszystkim kobietą i ozdabiał ich włosy odrobiną brokatu. Z początku Clary nie była przekonana, ale gdy Magnus skończył swoje dzieło była zachwycona.

Rudowłosa zdecydowała się na miętową sukienkę przed kolano bez ramiączek i paskiem w talii i w takim samym kolorze szpilki. Zakręciła włosy i upięła dwa pasma włosów z tyłu głowy.
Isabelle nałożyła jej błyszczyk o zbliżonym kolorze do jej ust, pomalowała lekko oczy i pomalowała rzęsy wodoodpornym tuszem.



Isabelle po długim namyśle i grzebaniu w jej pękającej w szwach szafie zdecydowała się na czerwoną sukienkę bez ramiączek i klasyczne czarne szpilki na wysokim obcasie. Wyprostowała swoje włosy prosownicą i zostawiła rozpuszczone. Do tego mocny makijaż na czele z krwistoczerwoną szminką i gotowe. Założyła swój wykrywający demony naszyjnik i okręciła swój ukochany bicz na nadgarstku tak, że wyglądał jak bransoletka i długie ciężkie kolczyki.

Jocelyn  wybrała złotą sukienkę za kolano z falbankami, krótkimi rękawami i białym paskiem w talii. Włosy upięła w koka i zostawiła dwa  zakręcone kosmyki koło twarzy. We włosy wpięła złoty welon i grzebyk, który wszystko utrzymywał w całości. Izzy pomalowała ją tak, że wyglądała młodo i pięknie.


- Wszystko gotowe? - zapytała Isabelle

- Magnus się jeszcze ubiera. Za chwile powinien byś gotowy.  - powiedziała Clary i w tym samym do pokoju Izzy wszedł Magnus. Cały błyszczał dosłownie. Brokat na włosach, na skórze i na ubraniu. Miał na sobie czerwoną marynarkę pod to żółtą koszule w czarne prążki. Spodnie miał w kolorze czarnym z mnóstwem łańcuchów i brokatu. Podkreślił lekko oczy czarną kredką i założył buty w czarnym kolorze.

- Jak zawsze oszałamiający. - skwitowała jego wygląd Izzy przewracając oczami.

- Zazdrość to bardzo brzydka cecha Isabelle. - odparował Magnus.

***

Stodoła na farmie Luck'a była pięknie przyozdobiona różnymi kolorowymi prześwitującymi materiałami. U wejścia do stodoły wisiały dwa długie białe przeźroczyste materiały tworzące
,,drzwi". Od nich do ołtarza złożonego z beczek, starych desek i siana prowadził długi granatowy dywan. Po bogach wstawione były ławki i różnej wielkości beczki by goście mogli wedle uznania sobie usiąść. Cała stodoła przyozdobiona była także białymi lampkami choinkowymi i małymi dyskretnymi lampionami jako iż ślub przeniesiono na godziny wieczorne by także wampiry mogły uczestniczyć w ceremonii.

***

- Czy ty Jocelyn Fairchild bierzesz sobie oto tego Luca Garroway'a za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak.

- Czy ty Luck'u Garroway bierzesz sobie za żonę tę oto Jocelyn Fairchild z żonę i ślubujesz miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć was nie rozłączy?

- Tak.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.

W tej jakże długo wyczekiwanej chwili nastąpił pocałunek dwójki zakochanych w sobie na zabój ludzi.

Clary

Wszyscy bawili się świetnie. Tessa tańczyła z Jem'em, Magnus z Alec'kiem, Jocelyn z Luckie'm, Simon z Isabelle a ja z Jace'm. Po chwili zrezygnowaliśmy z tańca i razem z Jace'm patrzyliśmy jak wampiry znęcają się nad Churchem. Co chwila łapiąc go za ogon, a gdy on chciał je podrapać lub ugryźć ci uciekali w wampirzym tempie. Przyglądało się temu także paru innych gości którzy podziwiali widowisko ze śmiechem. Wściekły kot ozdobiony wstążkami i dzwoneczkami weselnymi, w tym momencie był jeszcze brzydszy niż zazwyczaj, z wystawionymi zębami i pazurami, syczący i skaczący na za szybkie wokół niego wampiry.

- Jace, zrób coś bo stracimy kota. On tu zaraz zejdzie na zawał.

- Spokojnie. Tego kota nic nie zabije. Pamiętaj, złego diabli nie biorą.

Szkoda, że to prawda.

___________________

Przepraszam za tak długą nieobecość. To całkowicie moja wina. Mam nadzieje, że to się więcej u mnie nie powtórzy gdyż mam pomysły na to opowiadanie, po prostu nie potrafie ubrać ich w słowa. Jeszcze raz przepraszamm i mam nadzieje, że mi wybaczycie.