Music

piątek, 29 września 2017

Rozdział 14


He he! Nikt nie odgadł co/kto się znajduje w Hiszpanii!
________________________________
Sebastian

Przemierzałem uliczki Barcelony z uśmiechem na ustach. Dzięki runie niewidzialności nie musiałem martwić się spojrzeniami Przyziemnych. W końcu nastolatek cały we krwi to raczej nienaturalny obraz. Ulica nie była zatłoczona, jak na Barcelonę był to dziwny widok. Zapewne nawet ślepi Podziemni wyczuli, że dzisiejszej nocy lepiej nie wychodzić na zewnątrz. Dzisiejsza noc jest nocą krwi moich wrogów. Pierwsza była królowa Faerie. Głupia dziwka myślała, że przeszedłem kontynuować nasz mały romans, zaraz po tym gdy powiedziałem jej, że czegoś od niej potrzebuje.
Przebiłem jej serce sztyletem z żelaza to kara za to, że dała się przechytrzyć głupim Nefilim. Następną istotą, która dzisiaj zginęła była wiedźma o imieniu Lobelia Blodsoon. Głupi pomiot demona, który odważył się knuć w celu zabicia mojej siostry i przejęcia jej siły pochodzącej od aniołów. Mój ostatni na dzisiaj cel jest najbardziej żałosny. Simon Lewis, ukrywający się tutaj razem ze swoją dziewczyną i z tym chorym czarownikiem i jego chłopakiem. Jego głowa będzie idealnym prezentem dla Clary. Sprawie, że już nigdy nawet nie pomyśli o sprzeciwieniu mi się. Powinienem ją zabić za to co stało się w Edomie ale nie potrafię tego zrobić. Wbrew temu co mówią wszyscy kocham ją. Może nie jest to miłość jaką darzą się zwykli śmiertelnicy ale my przecież jesteśmy od nich lepsi. Jesteśmy Morgensternami. Urodziliśmy się po to by być razem i rządzić. Należymy do siebie. Ona jest moja a ja jestem jej.


Jednopiętrowy budynek na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał. Białe ściany, okna zasłonięte roletami, małe podwórko i rośliny, lecz po zdjęciu czaru ukazuje się prawda. Pole treningowe i bieżnia rzucają się w oczy. Brokat widoczny na drzwiach i wycieraczce aż oślepia. I oni niby chcieli się ukryć? Naprawdę są idiotami. Myślałem, że parusetletniego czarownika stać na więcej. Jego zaklęcia obronne i zapobiegające namierzeniu były dziecinnie łatwe do złamania. Cóż za rozczarowanie. Niech się cieszą, że nie pozabijam ich wszystkich. Jestem tu po dwie rzeczy. Głowę Simona Lewisa i prawą rękę Isabelle Lightwood. Sprawie, że nie będzie mogła posługiwać się swoim ukochanym batem jeszcze przez wiele lat, dopóki nie wyćwiczy drugiej ręki. Gdy to nastąpi utnę jej także lewą. Zemsta jest słodka.

Przechodzę skryty w cieniu i cicho podążam do drzwi. To było zbyt łatwe dla pewności puszczam przed sobą demona jednego z paru których zabrałem ze sobą. Demon przybrał postać człowieka i chwycił za klamkę. Momentalnie wyładowanie elektryczne unicestwia go. W domu podnosi się alarm nie słyszany dla nikogo z zewnątrz. Klnę pod nosem i jedną runą pokonuje drzwi. Gdy tylko wszedłem koło mojej głowy usłyszałem świst bicza. Złapałem go tworząc tym samym na ręce krwawiącą ranę. Owinąłem. go wokół nadgarstka i zacząłem ciągnąć w moją stronę. Izabelle choć zapierała się swoimi masywnymi szpilkami powoli zbliżała się do mnie. Nagle strzała ugodziła mnie w ramię. Spojrzałem i ujrzałem jej brata z łukiem w ręku już nakładającego kolejną strzałę. Czekałem na to. Dałem ruch głową demonowi by zaszedł Magnusa od tyłu. Demon skoczył na niego i powalił na ziemię przyszpilając mu ręce i resztę ciała do podłogi. Dzięki temu czarownik nie zdoła już rzucić żadnych zaklęć. Alec rozdarty pomiędzy chęcią ratowania siostry a chęcią uratowania ukochanego nie wiedział co zrobić. Wykorzystałem to i przyciągnąłem jego siostrę tak by stała do mnie plecami, przyłożyłem jej sztylet do gardła lekko nacinając delikatną skórę.

- I co teraz zrobisz żołnierzyku? Bez swojego parabatai nie jesteś już taki silny co?
Wybieraj, jednemu z nich oszczędzę życie. A skoro już o życiu mowa to gdzie podziała się nasza nieżywa istota? Mam na myśli Simona Lewisa oczywiście. - powiedziałem i uśmiechnąłem się.